Strony

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Thor: W poszukiwaniu bogów

W dwudziestym siódmym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wydawnictwo Hachette zaprezentowało nam kolejną odsłonę przygód boga gromów - Thora.  Historia "W poszukiwaniu bogów" to siedem pierwszych numerów serii "Thor" vol. 2 z 1998 roku, czyli kolejnego restartu przygód nordyckiego olbrzyma autorstwa Dana Jurgensa i Johna Romity Juniora. Wydarzenia opisane w nowej serii są bezpośrednim następstwem znanej polskiemu czytelnikowi, dzięki TM-Semic, historii "Heroes Return", w której najwięksi bohaterowie Marvela powrócili po rocznym wygnaniu z alternatywnego wszechświata. Wszechświat ten został stworzony przez Franklina Richards w wyniku walki z Onslaughtem, ale to już zupełnie inna historia. Czytelnik musi wiedzieć tyle, że Thor po rocznej nieobecności wraca do swojego świata, ale nie odnajduje swoich towarzyszy i rodziny - asgardzkich bogów. Co gorsza sam Asgard - siedziba bogów jest opuszczony i zniszczony. Thor wyrusza więc na poszukiwanie zaginionych bogów, ale zanim rozwikła zagadkę ich zniknięcia spotka kilku starych i nowych znajomych. Będą to między innymi: jego stary przeciwnik Niszczyciel (Destroyer), w walce z którym pomogą mu Avengers, książe Atlantydy Namor czy Hercules. Wśród nowych postaci zobaczymy Marnota, Sednę i tajemniczych bogów. Brzmi zachęcająco czy raczej jak typowa amerykańska pulpa, w której niedostatki fabuły próbuje się zatkać zgrają kolorowych bohaterów?

Przede wszystkim brzmi znajomo, bo podobny wstęp znamy z wydanego wcześniej w ramach WKKM komiksu "Thor: Odrodzenie". Jurgensowi i Romicie nie można przy tym zarzucić plagiatu, bo byli pierwsi ("Odrodzenie" ukazało się dopiero w 2007 roku). Ale różnica jest taka, że do pracy nad "Odrodzeniem" Marvel zaangażował dwóch dobrych, a czasem bardzo dobrych twórców (J. Michaela Straczynskiego i Oliviera Coipela), którzy nie stworzyli może najlepszego dzieła w swoich karierach, ale na pewno komiks na przyzwoitym poziomie. Niestety zarówno Dan Jurgens, jak i John Romita Młodszy grają w niższej lidze.

Dan jest twórcą bardzo płodnym, czego dowodem jest zamieszczony w dodatkach opis jego dokonań. Liczba wymienionych tam pozycji, w których często oprócz pisania scenariuszy odpowiadał również za rysunki, jest imponująca. Znam część z nich i pomimo zamieszczonych w opisie pochwał pod adresem Jurgensa, uważam, że najtrafniejsza uwaga znalazła się na końcu tekstu. Pozwolę sobie przytoczyć ją w całości: "Choć nigdy nie osiągnął statusu megagwiazdy, jak niektórzy z jemu współczesnych, nie ulega wątpliwości, że wszelkie braki w warsztacie, czy to jeśli chodzi o scenariusze, czy rysunki, nadrabia ilością tworzonych tytułów". To zdanie dobrze podsumowuje jego karierę w branży komiksowej. Jest wyrobnikiem i to wyrobnikiem kiepskim (nie odnoszę się tu do jego rysunków), którego atutem (jeśli można to tak określić) jest ilość a nie jakość, czego dowodzi "Thor: W poszukiwaniu bogów".

Scenariusz tego komiksu to ciągłe łubudubu, z którego nic nie wynika, a pojawiający się gościnnie Namor czy Avengers nic nie wnoszą do fabuły, poza pretekstem do zwiększenia ilości łubudubu. Przynajmniej pojawienie się Herkulesa jest uzasadnione z punktu widzenia fabuły, ale sposób w jaki wdaje się z Thorem w niczym nieuzasadnioną bójkę połączoną z niszczeniem cudzej własności (zdewastowany bar, rozbity autobus), przywodzi na myśl wielokrotnie wyśmiewaną prymitywną "zasadę", że spotkanie dwóch superbohaterów musi przerodzić się w bijatykę zanim będą mogli normalnie współpracować.

Myszką trącą także inne elementy, jak na przykład Thor opisujący, co właśnie robi i w jaki sposób działają jego moce (Thor: "Teraz, uderzając magicznym młotem o ziemię... w mgnieniu oka przeistoczę się w śmiertelnika"). Z tej przestarzałej maniery Peter David drwił w swoim "Hulku" już na początku lat dziewięćdziesiątych. W komiksach z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych a nawet osiemdziesiątych, takie zabiegi nie rażą, a nawet stanowią element swoistego uroku, bo tak się wtedy pisało superbohaterów, ale w przypadku współczesnego (koniec lat dziewięćdziesiątych) "Thora" jest to co najmniej nie na miejscu.

Równie śmieszne są ciągle wygłaszane przez Thora deklamację dotyczące pochodzenia jego młota lub faktu, że jest on (Thor) urodzonym wojownikiem. Zdaję sobie sprawę, że bóg gromów z definicji musi mieć w sobie odrobinę patosu, ale w wersji Jurgensa, który najwyraźniej nie zna umiaru, Thor zachowuje się, jakby miał kij w tyłku. Pod tym względem moją ulubioną wersją nordyckiego herosa przedstawił Peter David, w przywoływanym już "Powrocie Bohaterów" ("Heroes Return"). Jego Thor był nadęty, ale przy tym zabawny. U Jurgensa jest tylko drażniący. To samo tyczy się zresztą wszystkich bez mała postaci przewijających się przez kartki "W poszukiwaniu bogów". Patos i epickość wylewają się z nich szeroką falą, a wypowiedzi i zachowanie poszczególnych bohaterów nie są na granicy śmieszności, ale daleko za nią.

John Romita Jr. nie należy do moich ulubionych rysowników, choć jego prace z czasów, gdy w połowie lat osiemdziesiątych wspólnie z Chrisem Claremontem stworzył kilkadziesiąt numerów "Uncanny X-Men", uważam za bardzo udane. Ale to było zanim John wysłał swoich bohaterów na kuracje sterydowe. Zaczęło się to na początku lat dziewięćdziesiątych i trwa do dziś. Jest to zabieg, na którym moim zdaniem komiksy Romity mocno straciły, choć zyskał dzięki niemu rozpoznawalny, unikalny styl i dziś nie można go pomylić z żadnym innym rysownikiem. Mimo, że nie przepadam za nim przyznaję, że nadal zdarzają mu się lepsze momenty. Jednak "Thor: W poszukiwaniu bogów" do nich nie należy. Pomijając takie kwiatki jak teleskopowo wysuwane palce


czy nienaturalnie rozciągnięte twarze,


jego rysunki w tym komiksie są po prostu kiepskie i wielu przypadkach zwyczajnie brzydkie. Szczególnie szpetne są twarze postaci, ale i ich sylwetki pozostawiają nieco do życzenia. I choć nie jest tak źle jak na przykład w "Uncanny X-Men" #287, to takiego Romity (jeśli już jakiegokolwiek) nie chcę oglądać.

Dodatkowo, na odbiór graficznej strony komiksu negatywnie wpływa wpadka wydawcy, który po raz kolejny dał ciała i kilka stron cierpi na lekką pikselozę. Wyglądają jakby zostały wydrukowane z pliku o zbyt małej rozdzielczości. Problem dotyczy między innymi okładki numeru czwartego i siódmego oraz kilku stron tego drugiego, ale na szczęście nie jest ich dużo.

Biorąc to wszystko pod uwagę "Thor: W poszukiwaniu bogów" jest najgorszym z dotychczas przeczytanych przeze mnie tomów Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela i mam szczerą nadzieję, że nic go nie pobije, bo komiksów gorszych od niego wolałbym nie czytać.

Ocena: 2/10 (bo zdaję sobie sprawę, że może być jeszcze gorzej)

PS Swoją drogą ciekawy zbieg okoliczności, że w dwudziestym siódmym poście na blogu piszę o dwudziestym siódmym tomie WKKM.

PPS Wkrótce kolejny post, a w nim recenzja tomu dwudziestego czwartego, czyli "The Ultimates: Superludzie". Do przeczytania.

Tytuł: Thor: W poszukiwaniu bogów
Tytuł oryginalny: The Mighty Thor: In Search of the Gods
Scenariusz: Dan Jurgens
Rysunki: John Romita Jr.
Tusz: Klaus Janson, Scott Hanna
Kolory: Gregory Wright,  Dan Brown, Mark Bernardo
Okładka: John Romita Jr.
Tłumaczenie: Robert Lipski
Oryginalne zeszyty: Thor (Vol. 2) #1-7 (lipiec 1998 - styczeń 1999)
Ilość stron: 200
Wydawnictwo: Hachette
Cena okładkowa: 39,99 zł

9 komentarzy:

  1. 2, poważnie? Nie czytaj w takim wypadku "Nowego Porządku", bo byś musiał przejść na skalę ujemną. Na przyszłość odrobinę refleksji nad skalą oceny. Ja rozumiem, że skala 1-10 oznacza: 10-niemalże ideał, 1-obraża wszystkich na każdym poziomie. 2 oznacza odrobinę więcej i mocno się nie zgadzam z taką oceną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie. Choć zastanawiałem się nad 2,5 lub 3. Ostatecznie wziąłem pod uwagę całokształt, tj. scenariusz Jurgensa, sposób zachowania bohaterów, rysunki Romity - złe jak na niego i wpadki Hachette, no i wyszło mi to, co wyszło.
      A "Nowy Porządek" czytałem i nie widzę potrzeby przejścia na skalę ujemną. Fabuła faktycznie kuleje. Ba, w ogóle się nie klei, a Rieber sam najwidoczniej nie wie w szóstym numerze, o co mu chodziło w pierwszym. Jest też zadęcie i patos.
      Ale (!), są bardzo dobre rysunki Cassadaya. Są dialogi, które (o ile pamiętam, bo piszę na gorąco, bez zaglądania do komiksu) nie rażą sztucznością. Jest też pierwszy numer, który jako pojedyncza historia jest całkiem niezły (ocena ok. 6).
      Dlatego "Nowy Porządek" oceniłbym pewnie pomiędzy 4 a 5 (bliżej czwórki), bo jak widzisz dostrzegam w nim jakieś elementy pozytywne. Natomiast we "W poszukiwaniu bogów" takich elementów nie znalazłem, czemu dałem wyraz w poście.

      Zdaję sobie sprawę, że ktoś może odwrotnie niż ja oceniać rysunki Romity, Cassadaya czy kogokolwiek, ale wszystko co na tym blogu wypisuje ma z założenia charakter subiektywny (bo to moje opinie). Co nie znaczy, że nie jestem otwarty na dyskusje. Inaczej nie odpisywałbym na komentarze, albo w ogóle wyłączył możliwość ich dodawania.

      Co do znaczenia poszczególnych ocen to przyjmuje ich znaczenia zbliżone do filmwebu, czyli 2 to "zły/bardzo zły", 1 to "nieporozumienie", 3 to "słaby", 10 to "arcydzieło".

      Usuń
    2. Czyli oceniając pojedynczy tom postanowiłeś dorzuć do niego wady całego cyklu? To itak byłeś łaskawy. Jeżeli oceniasz Nowy Porządek tak wysoko i przez to stawiasz wyżej od tego tomu to ewidentnie nie ma o czym gadać. Trudno prowadzić spór z człowiekiem, który mówi, że woda jest sucha, a słońce czarne.

      Usuń
    3. Nie wiem jak wywnioskowałeś, że do oceny "W poszukiwaniu bogów" dorzucam wady całego cyklu. Cały czas odnoszę się tylko do tego tomu, a "wpadki Hachette", które najwyraźniej tak Cię oburzyły, są opisane w recenzji (i dotyczą tylko "Thora"):

      "Dodatkowo, na odbiór graficznej strony komiksu negatywnie wpływa wpadka wydawcy, który po raz kolejny dał ciała i kilka stron cierpi na lekką pikselozę. Wyglądają jakby zostały wydrukowane z pliku o zbyt małej rozdzielczości. Problem dotyczy między innymi okładki numeru czwartego i siódmego oraz kilku stron tego drugiego, ale na szczęście nie jest ich dużo."

      "Nowy Porządek" nadal stawiam wyżej od "W poszukiwaniu bogów", ale jeśli masz w zanadrzu jakieś argumenty, to chętnie usłyszę/przeczytam i się odniosę. Bo jak na razie ja podałem szereg argumentów, a Ty żadnego, więc wydaje mi się, że to nie ze mną "nie ma o czym gadać".

      Usuń
  2. Beznadziejna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie i recka się podoba i całkiem sensowna argumentacja a i opinie o samym albumie mam podobną z tą różnicą że jak dla mnie to niekoniecznie najgorszy dotychczas wydany album. Romity również nie trawię i ze starych wydań Tm-Semic pozytywnie oceniam tylko DD AMWF tego rysownika, a reszta to jakiś kiepski żart i aż dziw bierze że rysował on większość najpopularniejszych tytułów Marvela.
    V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Dla ścisłości, miałem na myśli najgorszy "z dotychczas przeczytanych przeze mnie tomów". Choć tych kilka, których jeszcze nie przeczytałem (m.in. "Amazing Spider-Man: Powrót do Domu", "Hulk: Niemy Krzyk", "Daredevil: Odrodzony", "The Incredible Hulk: Planeta Hulka") prawdopodobnie nie zagrożą najniższej pozycji "Thor: W poszukiwaniu bogów".

      Co do Romity w TM-Semic to dobre były też jego rysunki w X-Men 4/93, 5/93 i 6/93, ale mogłeś/mogłaś nie wiedzieć, że to jego, bo to jeszcze stary dobry JRJR z lat połowy lat osiemdziesiątych, do tego inkowany przez Dana Greena, więc wygląda zupełnie inaczej niż później. Co do pozostałej części Twojej oceny tego Pana pełna zgoda :)

      Usuń
  4. Akurat Tm-Semicowskie zeszyty mam ogarnięte bo na nich się wychowywałem i wielokrotnie je czytałem i przeglądałem za młodu (ba nawet teraz zdarzy mi się wyciągnąć jakiś karton z piwnicy i wrócić do tytułów którymi zachwycałem się 15-18 lat temu)i dość dobrze orientuję się kto z kim rysował dany album (no może oprócz pierwszych Spidków i Punisherów w których nie zawsze znajdowała się stopka autorska) i rysunki Romity nigdy mi się nie podobały, a w X-menach po uczcie dla oczu (tak mi się wtedy wydawało) w wykonaniu Jima Lee rysunki w/w pana Jr. były dla mnie jak profanacja ulubionego i hołubionego tytułu.
    A tak an marginesie - nie jestem skory do pochwał i raczej wolę krytykować i/lub ironizować ale Twoje recenzje naprawdę są niezłe i rzeczowe, więc tak trzymać.
    Pozdro
    V

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowo, V. Tak mam zamiar trzymać:)
      A co do Romity i TM-Semicowskich zeszytów to najwyraźniej mamy podobne wspomnienia z młodych lat:)
      Pozdrawiam.

      Usuń