Strony

piątek, 22 marca 2013

Girlsy, Gorzała i Giwery (Sin City: Booze, Broads and Bullets)

Brak komentarzy:
Komiksy spod znaku Sin City to nie produkt dla dzieci. Wielu kobietom też się raczej nie spodoba. I nic w tym dziwnego. Odkąd Frank Miller stworzył swoją słynną franczyzę dla każdego, choć trochę zainteresowanego tematyką komiksową jest jasne, że nie są to komedyjki, romanse ani tym bardziej trykociarski amerykański mainstream. To rozrywka wyłącznie dla dużych chłopców. Seks, przemoc, krew i łzy. Bezwzględni mężczyźni i równie bezwzględne kobiety. Nie ma też sensu udawać, że są to dzieła ambitne. Ot niezobowiązujące pulp fiction, ze względu na nazwisko autora obiecujące bardzo dobrą, a przynajmniej niezłą, oprawę graficzną i przyzwoity (jak na omawiany gatunek) scenariusz.

niedziela, 17 marca 2013

Batman: Broken City HC (Batman: Rozbite miasto)

2 komentarze:
"Batman: Broken City" (wydany w Polsce kilka lat temu przez Egmont jako "Batman: Rozbite miasto") to interpretacja Mrocznego Rycerza w wykonaniu Briana Azzarello i Eduardo Risso, znanych w Polsce między innymi z bestsellerowej serii "100 Naboi". Oryginalnie została wydana w ramach regularnej serii "Batman" (numery 620-625), ale jest to zamknięta i zupełnie niezależna historia, którą można przeczytać bez znajomości poprzedzających ją numerów.  Był to zresztą jeden z powodów dla których zdecydowałem się z nią wreszcie zapoznać, gdyż z licznych na mojej półce nieprzeczytanych tomów z Batmanem w roli głównej ten jest jednym z nielicznych, które można przeczytać bez znajomości reszty albo konieczności przeczytania dalszych.

Historia opowiada o poszukiwaniu przez Batmana Angela Lupo - drobnego przestępcy, którego Mroczny Rycerz podejrzewa o zlecenie zabójstwa własnej siostry - Elizabeth Lupo. Żeby go odnaleźć nasz bohater będzie musiał spotkać się z kilkoma ze swoich najbardziej znanych przeciwników, a także zmierzyć się z nowymi graczami przestępczego świata miasta Gotham.

środa, 13 marca 2013

Wolverine

6 komentarzy:
Mini-seria "Wolverine", która ukazała się oryginalnie w 1982 roku w Stanach Zjednoczonych, niewątpliwie na stałe zapisała się w historii gatunku. To przecież pierwsza solowa historia tego, już wówczas bardzo popularnego superbohatera, dodatkowo napisana przez ojca sukcesu X-Men i wieeeeloletniego scenarzystę serii Uncanny X-men (był nim także w trakcie ukazywania się "Wolverine") - Chrisa Claremonta oraz narysowana przez uznanego już wówczas rysownika Franka Millera, który jednocześnie tworzył (był odpowiedzialny za scenariusz i rysunki) swój klasyczny już run w serii "Daredevil". Do dzisiaj każdy szanujący się fan amerykańskiego komiksu zna tą hisotrię przynajmniej ze słyszenia i wie, że była "ważna". Dodajmy jeszcze, że Wolverine jest jedną z moich ulubionych postaci komiksowych i bohaterem mojego komiksowego dzieciństwa (razem z Thorgalem, Tytusem de Zoo i wieloma innymi), a dostaniemy mój komiks marzeń.

Tak właśnie myślałem kiedy kilka lat temu kupowałem album Egmontu po raz pierwszy prezentujący tą klasyczną pozycję polskiemu czytelnikowi.

niedziela, 3 marca 2013

Iron Man: Extremis

7 komentarzy:
Planowałem, że pierwszym zrecenzowanym komiksem na tym blogu będzie Uncanny X-Men Dark Phoenix  Saga, wydany właśnie w ramach kolekcji Hachette jako Mroczna Phoenix (swoja drogą cieszę się, że tak przetłumaczyli tytuł, a nie na przykład Mroczny Feniks), ale chcę go przeczytać jednym ciągiem, na spokojnie i w dobrym nastroju, a nie miałem na to ostatnio odpowiednich warunków. Dlatego zacznę od wydanego wcześniej w ramach tej samej serii komiksu Iron Man Extremis.

Do postaci Iron Mana, miałem do tej pory stosunek neutralny. Nie kocham. Nie nienawidzę. Nie znam zbyt dobrze. Wiedziałem jednak, że Extremis otwiera nową serię i stanowi swoisty reboot dla tej postaci napisany przez weterana komiksu Warrena Ellisa. To zapowiadało przyzwoitą lekturę, tym bardziej, że Ellis ze swoim zamiłowaniem do technologii wydawał się idealnie pasować na scenarzystę przygód Tony'ego Starka. Dodatkowo kilka lat temu miałem okazję przejrzeć jeden ze środkowych numerów tej historii i strona wizualna dosłownie powaliła mnie na kolana. Od tego czasu nazwisko Granova zapadło mi w pamięci i wypatrywałem innych komiksów z jego rysunkami, niestety bez większych sukcesów (najczęściej był tylko autorem okładek). Samo Extremis również planowałem, po tych krótkich doświadczeniach, kupić, ale jak już wspomniałem Iron Man nie był nigdy moim faworytem i zawsze było coś pilniejszego na liście "musiszmieć". Dlatego kiedy dowiedziałem się, że będzie wydany po polsku wydało się to dobrą okazję, żeby w końcu nadrobić tę zaległość.