Strony

wtorek, 3 grudnia 2013

New X-Men Vol. 1 HC (Z jak Zagłada + Imperialni)

W 2001 roku Grant Morrison (już wówczas jeśli nie legendarny to przynajmniej bardzo uznany scenarzysta komiksowy) objął stery flagowej pozycji Marvela - przygód wesołych mutantów pod tytułem "X-Men", który z tej okazji został przemianowany na "New X-Men". Ale to działo się w Stanach Zjednoczonych. Polska znajdowała się wtedy w zupełnie innej czasoprzestrzeni (nie tylko komiksowej).
Mój pierwszy kontakt z X-Men w wersji Granta Morrisona miał miejsce w 2004 roku za pośrednictwem świętej pamięci Dobrego Komiksu. Dla wygłodniałego ich przygód w polskim języku fana mutantów wychowanego na (również świętej pamięci) TM-Semic to był dar niebios, na dodatek przyprawiony "Ultimate X-Men" Marka Millara (a to że "Ultimate" mi wtedy nie podszedł nie ma tu żadnego znaczenia). Wreszcie mogłem dowiedzieć się, co nowego słychać u moich ulubieńców zza oceanu, bo stare zeszyty sprzed lat były już przeczytane we wszystkie strony i znane na pamięć. Niestety radość była krótka, bo pod logiem Dobrego Komiksu ukazały się tylko dwie pierwsze historie, które rozbudziły apetyt, ale pozostawiły niedosyt. Szczęśliwie dostępność amerykańskich komiksów w oryginalnych wydaniach zaczęła się na polskim rynku poprawiać i rok czy dwa lata później udało mi się nabyć dumę mojej kolekcji - trzytomowe wydanie zbierające wszystkie zeszyty New X-Men napisane przez Granta Morrisona w twardych oprawach, powiększonym formacie i z obwolutami. Całość przeczytałem z zapartym tchem, a potem jeszcze kilkukrotnie wracałem do wybranych historii.

W tym roku (2013) Hachette postanowiło w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela przypomnieć polskim czytelnikom o Morrisonowskiej interpretacji mutantów, wydając w dwóch tomach dwie pierwsze historie: "Z jak Zagłada" oraz "Imperial". Ze względów (chyba) oczywistych, nie byłem zainteresowany zakupem, ale zachęciło mnie to do odświeżenia sobie (a wcześniej odkurzenia) pierwszego z posiadanych tomów, to jest - "New X-Men" vol. 1 HC. Jednak od ostatniego kontaktu z tym komiksem minęło już sporo czasu i obawiałem się, czy jego upływ w połączeniu z napływem doświadczenia (haha) życiowego nie odbije się na przyjemności z czytania.



Na szczęście okazało się, że pomysły Morrisona nie zestarzały się. Jego mutanci to pełnokrwiste postaci, posiadające swoje motywacje, cele, sympatie, antypatie, siły i słabości. Do tego każdy z nich jest przez Granta prowadzony w przemyślany sposób, prowadzący do konkretnych rozwiązań fabularnych, a przy tym zgodny z wyżej wymienionymi cechami. W scenariuszach Morrisona widać, że są zaplanowane z wyprzedzeniem i realizują określoną wizję X-Men. Nieco więcej o szczegółach tej wizji możemy dowiedzieć się z tak zwanego "Morrison Manifesto", czyli "dokumentu" definiującego pomysł Granta na mutantów Marvela. Jest on zamieszczony w moim wydaniu "New X-Men" vol. 1 HC, pojawiał się również między innymi w "New X-Men: E is for Extinction" w wydaniach w miękkiej oprawie oraz w wydanym kilka lat temu "New X-Men Omnibus", lecz niestety zrezygnował z niego polski wydawca. A szkoda, bo można w nim przeczytać nie tylko o planach Morrisona na ponad rok pierwszych zeszytów, ale także o całej koncepcji i podejściu do X-Men, uczynienia ich bardziej współczesnymi, łatwiej przyswajalnymi i cool (np. poprzez stroje wzorowane na ubraniach motocyklistów zamiast obcisłego spandeksu). Hachette w swoich wydaniach pominął również "New X-Men Annual" 2001, wprowadzający postać Xorna, co biorąc pod uwagę brak w ich planach wydawniczych kolejnych tomów New X-Men, w których ma miejsce rozwój tej postaci i zostaje wyjaśniona jej tajemnica, jest w pewnym stopniu zrozumiałe.

Morrison wysoko postawił sobie poprzeczkę i w większości przypadków udało mu się zrealizować założone cele. Uciął dziesiątki ciągnących się przez lata męczących wątków, okroił skład zespołu do kluczowej kadry (Cyclops, Jean Grey, Emma Frost, Beast, Wolverine) wprowadził kilka nowych wyrazistych postaci (Cassandra Nova, Xorn, Angel, Stepford Cuckoos, Beak), które może nie były milusie ani typowe dla komiksów z "X" na okładce, ale nie pozostawiały obojętnym. No i od razu wrzucił swoich bohaterów na kolejkę górską bez pasów bezpieczeństwa. Zgodnie z przepisem nieodżałowanej pamięci Alfreda Hitchcocka run Morrisona w "New X-Men" rozpoczyna się od trzęsienia ziemi (zagłada Genoshy pokazana w naprawdę wielkim stylu), potem napięcie powoli rośnie a tempo ani na chwilę nie spada (walka z Cassandrą Novą, konfrontacja z U-Men i Johnem Sublime, a wreszcie przybycie Imperium Shi'ar i Straży Imperialnej znanej jeszcze z "Dark Phoenix Saga"). Akcję dodatkowo podkręcają dialogi, które starają się dorównać jej tempem. Na szczęście Morrison potrafił zachować w tym wszystkim umiar. Choć dzieje się bardzo dużo czytelnik nie ma wrażenia przesytu (w końcu fabuła rozkłada się na prawie 400 stron komiksu). Z kolei postaciom zdarza się wygłaszać złośliwości pod adresem towarzyszy, ale nie znaczy to jeszcze, że wszyscy bohaterowie to mistrzowie ciętej riposty, a fabuła jest tylko pretekstem do przerzucania się docinkami. Wręcz przeciwnie, fabuła jest przemyślana, a kolejne historie łączą się ze sobą w naturalny sposób. Grant nie zaniedbuje też postaci, którym dzięki ograniczonemu składowi może poświęcić wystarczająco dużo czasu, żeby je rozwinąć lub po prostu dać im się wykazać. Trzeba tu powiedzieć, że Morrison bardzo dobrze czuje swoich X-Men i świetnie ich prowadzi, a wiele z wprowadzonych przez niego elementów rozwoju postaci zostało później wykorzystanych przez kolejnych scenarzystów jeszcze na długo po jego odejściu z tytułu.

Mój osąd może być zaburzony i subiektywny (jak zresztą każdy osąd), ale uważam scenariusz "New X-Men" Morrisona za rewelacyjny, a niektóre sceny za wręcz wiekopomne i pozostające na długo w pamięci. Ale żeby to osiągnąć mistrz Grant potrzebował jeszcze odpowiedniego współpracownika. Na szczęście razem z nim Marvel ściągnął Franka Quitely, jednego z moich ulubionych rysowników, a jednocześnie częstego kolaboratora Morrisona. Frank tym razem także nie zawodzi. Jego rysunki są mięsiste i soczyste, że się tak wyrażę, a nie których scen (jak choćby śmierci Donalda Traska - poniżej) nie potrafiłby narysować tak dobrze żaden inny artysta.


Quitely ma upodobanie i niewątpliwy talent do szczegółowych rysunków, w których podobnie jak w scenariuszach Morrisona można po uważnym przyjrzeniu dopatrzyć się "czegoś więcej" i myślę, że to między innymi dzięki temu ich wspólne projekty są zawsze bardzo udane. Coż, gdyby ten duet był odpowiedzialny za wszystkie zeszyty zawarte w pierwszych tomie "New X-Men" byłbym bliski wystawienia najwyższej noty. Niestety nie mogło być tak pięknie. Frank prawdopodobnie nie wyrabiał się terminowo i w pracach nad "New X-Men" musieli wspierać go Igor Kordey, Ethan van Sciver, a nawet Tom Derenick, choć ten ostatni popełnił na szczęście tylko kilka plansz. Nie będę wchodził w szczegóły, bo na Kordeya wylano już niejedno wiadro pomyj za jego wkład w ten tytuł, podobnie jak na van Scivera (Derenickowi się nie dostało, bo pewnie mało kto w ogóle go dostrzegł, ale może to i lepiej) i poniekąd słusznie. Jednak trzeba oddać sprawiedliwość obu rysownikom i powiedzieć, że Ethan, choć w "New X-Men" serwował nam głównie powykrzywiane w nienaturalnych pozach, zniekształcone postacie naszych ulubionych bohaterów, a nieźle napisaną scenę pocałunku Jean i Logana narysował w tak drewniany sposób, że odarł ją ze wszelkiego wdzięku, to po latach się wyrobił i już w takim "Green Lanternie" prezentuje się całkiem nieźle. Niemniej jednak szkoda, że musiał zdobywać szlify akurat w "New X-Men". Co do Kordeya to sprawa jest bardziej złożona. Rzeczywiście patrząc na niektóre jego kadry trudno się nie skrzywić.


Ale z drugiej strony jest to facet, który w  tym samym czasie był odpowiedzialny za jeden z najlepiej narysowanych i prawdopodobnie w ogóle najlepszych okresów w komiksowej karierze Cable'a.


A i w jego pracach nad "New X-Men" można znaleźć przykłady świetnego warsztatu.


Szkoda tylko, że większość jego rysunków nie wygląda jak ta strona  z numeru 119. Zamiast tego są niechlujne, źle rozplanowane i pozbawione dynamiki. Podejrzewam, że częściowa w tym zasługa inkera, ale główną winę ponosi Igor i sam Marvel, który przeciążył biednego rysownika zlecając mu po trzy i cztery zeszyty różnych serii miesięcznie, a to musiało się odbić na jakości. I żal Kordeya, któremu nie tylko fani mutantów wypominają nieudane plansze w "New X-Men", a mało kto pamięta czemu się nie udały i jakiego dzięki temu dostaliśmy "Cable'a".

Niezależnie od wymówek, jakie można znaleźć dla rysowników zastępujących Quitely'ego, album i w ogóle cała seria dużo straciły przez redaktorów Marvela, którym nie chciało się zadbać o utrzymanie ich na odpowiednim poziomie graficznym.

Omawiając rysowników nie sposób nie wspomnieć o pominiętym w nowej polskiej edycji "New X-Men Annual". Jest to jedyny w tej części runu nierysowany przez Quitely'ego zeszyt, którego strona graficzna stoi na naprawdę wysokim poziomie. Odpowiedzialny za nią Francis Leinil Yu to wysokiej klasy profesjonalista, który rysował wcześniej jak i później wiele tytułów Marvela. Jego prace nie są tak wyszukane i finezyjne jak Quitely'ego, są również zdecydowanie bardziej kanciaste, ale nie zaburzają graficznej spójności całego zbiorku.

Summa summarum, "New X-Men" Vol. 1 HC to bardzo dobra pozycja, a jej ocenę końcową zaniżają o jeden punkt omówione powyżej niedostatki występy panów Kordeya i van Scivera.

Ocena: 8/10 

PS Aktualne wydania Hachette cenowo prezentują się lepiej niż mój oryginalny oversized hardcover, ale ze względu na powiększony format, dodatkową zawartość i jakość wydania (po blisko dziesięciu latach z komiksem nic się nie dzieje, a tymczasem niektóre tegoroczne numery Wielkiej Kolekcji Marvela już się rozklejają) zdecydowanie polecam wydanie Marvela (wciąż jest do kupienia).

PPS Poniżej notki bibliograficzne wszystkich trzech wspomnianych wydań.

Tytuł: New X-Men vol. 1 HC
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quietely, Igor Kordey, Ethan van Sciver, Francis Leinil Yu, Tom Derenick
Kolory: Brian Haberlin, Hi-Fi Design
Okładka: Frank Quietely
Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Marvel
Cena okładkowa: $29,99

Tytuł: New X-Men: Z jak Zagłada
Tytuł oryginalny: New X Men: E is for Extinction
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quietely, Ethan van Sciver
Kolory: Brian Haberlin, Hi-Fi Design
Okładka: Frank Quietely
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Ilość stron: 112
Wydawnictwo: Hachette
Cena okładkowa: 39,99 zł
 
Tytuł: New X-Men: Imperialni
Tytuł oryginalny: New X Men: Imperial
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quietely, Ethan van Sciver, Igor Kordey, Tom Derenick
Kolory: Brian Haberlin, Hi-Fi Design
Okładka: Frank Quietely
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Ilość stron: 232
Wydawnictwo: Hachette
Cena okładkowa: 39,99 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz