Ze względu na dłuższy czas potrzebny twórcy malowane komiksy superbohaterskie ukazują się stosunkowo rzadko i już z tego powodu stanowią rarytas i są pożądane przez czytelników. A nawet jeśli okażą się nie do końca udane artystycznie, to nadal z uwagi na swoją wyjątkowość będą prawdopodobnie ozdobą kolekcji fana amerykańskich trykociarzy. Jednak, żeby w pełni wykorzystać ich potencjał, redaktorzy powinni wybierać do nich odpowiednie, wyróżniające się historie.
Niestety "Secret War" nie spełniła tego warunku. Nie licząc warstwy graficznej nie jest komiksem wyjątkowym, choć próbuje nim być.
"Secret War", czyli wydana w Polsce już dwukrotnie (najpierw przez Muchę, a teraz przez Hachette) "Tajna Wojna" to połączenie typowej historii superbohaterskiej z opowieścią szpiegowską. Spider-Man, Wolverine, Daredevil, Kapitan Ameryka oraz Luke Cage stają się celem brutalnych ataków. Mają one związek ze zorganizowaną rok wcześniej przez Nicka Fury'ego, szefa agencji S.H.I.E.L.D. tajną misją, w której bohaterowie ci brali udział. Lecz z jakiegoś powodu większość z nich w ogóle tego nie pamięta. Muszą zatem jednocześnie powstrzymać napastników i znaleźć odpowiedź na pytanie "o co tu właściwie chodzi?".
Autorzy tego komiksu to dość nietypowy duet, a mianowicie Gabrielle Dell'Otto - włoski ilustrator i Brian Michael Bendis - amerykański scenarzysta komiksowy. Dla Włocha, jeśli wierzyć źródłom internetowym był to pierwszy profesjonalny komiks w karierze. Natomiast Brian Michael Bendis w momencie pisania "Secret War" był już twórcą uznanym, cenionym i popularnym. Na swoim koncie miał pozycje zarówno spoza superbohaterskiego głównego nurtu, jak i z niego właśnie. W obu przypadkach były to komiksy dobre i bardzo dobre. Zatem jego współpraca z utalentowanym ilustratorem, jakim jest niewątpliwie Gabriele Dell'Otto, zapowiadała się niezwykle interesująco.
Niestety Bendis był też scenarzystą bardzo mocno eksploatowanym przez wydawnictwo Marvel. W czasie, gdy powstawała "Secret War" odpowiadał za scenariusze do całego szeregu ukazujących się co miesiąc tytułów: Ultimate Spider-Man, Daredevil, The Pulse, Ultimate X-Men, Avengers (później New Avengers), Ultimate Fantastic Four (wspólnie z Markiem Millarem). Brian, oczywiście, nie jest moim kumplem od wódki i nie powiedział mi tego, ale takie obłożenie pracą musiało się w którymś momencie odbić na jakości. Faktem jest, że "Secret War" miało pierwotnie składać się z pięciu numerów, ukazujących się co dwa miesiące, a ostatecznie przy niezmienionej liczbie numerów było publikowane w przeciągu 21 (sic!) miesięcy. Dotrzymywanie terminów nie udało się już na samym początku. Trzy pierwsze zeszyty dzieliły nie dwu- a trzymiesięczne przerwy, ale to jeszcze nie było problemem i nie odbiło się w sposób istotny na zawartości. Niestety na każdy z kolejnych zeszytów trzeba było czekać aż po siedem (7!) miesięcy.W napakowanym akcją thrillerze takie przerwy nie mogły skończyć się dobrze. W ciągu siedmiu miesięcy nie tylko czytelnicy mogli zapomnieć co działo się w poprzedniej części, ale co gorsza autor mógł zapomnieć (i chyba rzeczywiście zapomniał) jaki miał zamysł na poprowadzenie akcji i intrygi.
Pierwsze trzy numery czyta się bardzo przyjemnie. Bendis prowadzi akcję spokojnie, wręcz powolnie, jednak dzięki temu płynnie wprowadza nas w zawiłości intrygi. Pozwala cieszyć się lekturą, odkrywając przed nami czytelnikami i swoimi bohaterami kolejne elementy układanki, sprytnie stosując zabieg, polegający na przeplataniu wydarzeń bieżących i przeszłych. Natomiast w numerach czwartym i piątym odnosi się wrażenie, że nagle autor zaczął się strasznie spieszyć, jakby uprzytomnił sobie, że przecież musi zmieścić całą historię w pięciu numerach. Ukazywany w retrospekcjach wątek tajnej misji Fury'ego, do tej pory niemal równorzędny z torem akcji dziejącym się w czasie teraźniejszym, zostaje zredukowany do jednej sceny (w numerze czwartym nie pojawia się w ogóle), która kończy całą operację i jednocześnie wyjaśnia przyczyny obecnego kryzysu. Z kolei wątek główny jest sprowadzony do rozciągniętej na dwa numery jatki.
Na dodatek w obu przypadkach decydująca dla zwycięstwa jest jedna (i ta sama) postać, co w wątku retrospektywnym stawia pod znakiem zapytania sensowność wcześniejszych zabiegów, zbierających cały zespół superbohaterów, a wątku teraźniejszym jest po prostu kiepskim zabiegiem w stylu deus ex machina, no bo trzeba jakoś skończyć. Czyli po bardzo obiecującym początku mamy zrobione na rachu-ciachu i chyba nie do końca przemyślane zakończenie. Myślę, że gdyby Bendis miał na całą historię przynajmniej sześć a najlepiej osiem numerów, mógłby poprowadzić całość tak jak pierwsze trzy numery, dzięki czemu otrzymalibyśmy zdecydowanie bardziej satysfakcjonujący komiks (oczywiście przy założeniu, że kolejne opóźnienia nie uniemożliwiłyby zakończenia serii i że Bendis pamiętałby jeszcze pisząc numer ósmy, co planował w pierwszym), ale zamiast tego musimy się zadowolić rozczarowującą niedoróbką.
Zdecydowanie lepiej Brian spisał się, jeśli chodzi o dialogi, które są przecież jego znakiem rozpoznawczym. Te stoją w "Tajnej Wojnie" na dobrym poziomie. Wymiany zdań między bohaterami wypadają naturalnie, a na dodatek często możemy się uśmiechnąć na słowne żarciki i kąśliwe riposty. Choć w niektórych przypadkach fan postaci może mieć wątpliwości czy została ona użyta zgodnie ze swoim, wynikającym przecież z setek zeszytów charakterem (mam tu na myśli między innymi scenę, w której Logan napastuje stewardessę). Mimo to Bendis nie przekracza granicy akceptowalności (mojej), za którą używałby tylko kukiełek wyglądających jak postacie, które znam, ale wcale nimi nie będących.
Strona wizualna komiksu, jak nadmieniłem na początku jest jego bardzo mocnym atutem. Właściwie najmocniejszym, co jest zarówno dobre, jak i złe dla całości. Złe jest to, że prezentując naprawdę wysoki poziom włoski ilustrator dostał scenariusz co najmniej nie dopracowany, przez co mimo wyjątkowej, jak na amerykański rynek superbohaterski, jakości graficznej otrzymujemy całość co najwyżej przeciętną i rozczarowującą. Dobre jest to, że zamiast skupiać się na scenariuszu Bendisa, możemy powetować sobie jego niedociągnięcia, ciesząc oko efektami pracy jego włoskiego kolaboratora.
Wyjątkowość "Secret War" miała wynikać nie tylko z oprawy graficznej, ale również z dużej liczby, zamieszczonych już w wydaniach zeszytowych, dodatków oraz ich charakteru. Materiały te zawierały oprócz galerii postaci i ich kartotek takie ciekawostki jak stenogramy z przesłuchań pojmanych przez S.H.I.E.L.D. super-przestępców, zapisy rozmów agentów S.H.I.E.L.D. itp. Do posiadanego przeze mnie brytyjskiego wydania zbiorczego dołączono także "Secret War: From the file of Nick Fury", który w całości składa się właśnie z takich materiałów dodatkowych, w tym opisu awaryjnego plan Fury'ego, kartoteki całej rzeszy postaci Marvela z uzasadnieniem Fury'ego dlaczego je wybrał lub nie do udziału w misji, zespółu ratunkowego, wybranego na wypadek niepowodzenia pierwszej misji, dodatkowe stenogramy, wycinki z gazet odnoszące się do niektórych wydarzeń przedstawionych w komiksie, przejęty przez agentów list jednego ze złoczyńców do byłej żony itp. Ilość i różnorodność tych materiałów sama w sobie jest imponująca i wpływa dodatnio na ocenę całego komiksu, ale pełnią one jeszcze jedną bardzo istotną funkcję. Mają mianowicie wzmacniać złudzenie prawdziwości i realności przedstawionego świata, co akurat udaje się świetnie i jest drugim największym atutem "Secret War", zaraz po ilustracjach Dell'Otto.
Niestety pomimo wymienionych powyżej zalet "Tajna Wojna" nie jest komiksem udanym, który mógłbym z czystym sercem polecić. Bardziej odpowiednie określenie na ten album to piękna porażka.
Ocena: 5,5/10
Tytuł: Secret War
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Ilustracje: Gabriele Dell'Otto
Okładka: Gabriele Dell'Otto
Ilość stron: 256
Wydawnictwo: Marvel / Panini UK
Cena okładkowa: £14,99
Się rozpisałeś :)
OdpowiedzUsuńWarstwa graficzna jest przepiękna i można ją stawiać niemal na jednej półce z Marvelsami. Scenariusz cóż, nie jest zły, nawet jest dobry, choć rzeczywiście nieco chaosu się wkrada pod koniec. Moim zdaniem wadą jest też to, że kolejne poświęcono mało miejsca na przedstawienie łotrów i przez to dla czytelnika stają się oni anonimowi, a wręcz mylą się.
Napisałeś, że nie poleciłbyś tego komiksu. Ja napiszę inaczej, polecam go z całego serca właśnie ze względu na rysunki, które są genialne. A scenariusz? Cóż tu schodzi na drugi plan.
Ja czekam na Secret Wars. Klasyczne , piękne rysunki i obszerna historia.
Usuń@Jaroslaw_D
UsuńSię rozpisałem:) ale i tak nie wyczerpałem tematu. Gdybym próbował to zrobić, pewnie nigdy ten post nie ujrzałby światła dziennego, bo nigdy bym go nie skończył. Jedna z pominiętych kwestii to właśnie porównanie z "Marvels".
Z jednej strony ma ono mało sensu, bo to dwa zupełnie różne komiksy, powstałe w innych okresach o czym innym traktujące. "Marvels" to pozycja zdecydowanie ambitniejsza, "Secret War" to kolejna superbohaterska historia.
Z drugiej strony w Polsce oba albumy ukazały się w ramach WKKM, więc porównanie ze względu na pewne podobieństwo graficzne, samo się narzuca. Ja w tej kwestii powiem tylko, że mimo bardzo dobrego poziomu, jaki prezentuje pan Dell'Otto nie jest to poziom Alexa Rossa, a co najmniej oczko niżej. Mam trochę więcej przemyśleń na ten temat, ale ten komentarz jest już i tak mocno rozrośnięty:)
@Anonimowy
Też czekam na "Secret Wars", bo "jaram się" tą historią odkąd przeczytałem o niej na klubowych stronach TM-Semic (pewnie w '92 czy '93), ale "Secret War" poza tytułem i udziałem kilku postaci nie ma z tym komiksem nic wspólnego.
Jasne, że nie ma nic wspólnego. Jednak większość osób myli te tytuły, stosuje wręcz nazwy zamiennie. Ja ogólnie gustuję w tych starszych tytułach. Też jestem z pokolenia TM-Semic i to chyba już takie skrzywienie.
UsuńCoś w tym jest. Też na starsze pozycje (zwłaszcza z lat 70-tych i 80-tych) zwykle patrzę z sympatią. Ale staram się nie zamykać na nowości, bo wiele wśród nich wartościowych rzeczy.
Usuń"skrzywienie" TM Semic :) podpisuje sie pod tym :) czekam na Secret Wars :)
OdpowiedzUsuń