"Jan Hardy" to nowy komiks polskiego twórcy Jakuba Kijuca. Premierowy numer trafił do czytelników w pierwszej połowie czerwca, ale o serii było głośno w internecie już od dłuższego czasu. Komiks wzbudził emocje i znalazł sobie przeciwników i zwolenników, w tym także spoza komiksowego światka, na długo przedtem nim ujrzał światło dzienne. Nie zamierzam w tym wpisie odnosić się do prowadzonej akcji promocyjnej ani odpowiedzi na nią, ale faktem niezaprzeczalnym jest, że w moim konkretnym przypadku odniosła ona skutek. O komiksie się dowiedziałem, zainteresowałem się i wreszcie zamówiłem. A w końcu otrzymałem swój egzemplarz i przeczytałem go, czego pokłosiem jest niniejsza recenzja. Tych, których internetowy zgiełk wokół "Jana Hardego" ominął informuję, że osią akcji mają być zmagania oddziału polskich superbohaterów z podziemia antykomunistycznego (akcja ma miejsce krótko po II wojnie światowej) z polującymi na nich Rosjanami i funkcjonariuszami UB (również posiadającymi super moce).
Na zakup "Jana Hardego" zdecydowałem się głównie z ciekawości i chęci wsparcia polskiego komiksu, ale z twórczością autora nie miałem wcześniej do czynienia (nie licząc przekartkowania któregoś numeru "Konstruktu" w saloniku prasowym). Sam pomysł ukazania powstania antykomunistycznego w powojennej Polsce w konwencji superbohaterskiej wydawał mi się od początku mocno ryzykowny i mogący łatwo zamienić się w farsę. Okazuje się jednak, że nie miałem racji, a historia zmagań Żołnierzy Wyklętych z UB broni się w tej stylistyce (przynajmniej jako koncept zaprezentowany w pierwszym numerze serii o potencjalnie nieznanej liczbie dalszych części). Udaje się to między innymi dlatego, że nie jest to przełożenie jeden do jeden. Bohaterowie Kijuca nie sprzymierzyli się, żeby walczyć ze zbrodnią, ale zostali zwerbowani przez państwo polskie, żeby ich umiejętności mogły posłużyć ojczyźnie. Zamiast typowych amerykańskich superherosów w obcisłych gaciach, dostajemy obdarzonych różnego typu mocami polskich żołnierzy, którzy w większości noszą zwykłe mundury. Tytułowy Jan Hardy (dowódca oddziału) oczywiście nosi bardziej superbohaterski strój, nawiązujący jednak wyglądem bardziej do uniformu Kapitana Ameryki w wersji Ultimate niż na przykład Supermana.
Dzięki takiemu podejściu komiks już na wejściu dostaje kilka punktów. Dalej jest różnie, ale skupię się najpierw na pozytywach.
Na plus Kijucowi zaliczam sposób narracji. Nie oceniam samej historii, ponieważ pierwszy numer, jak to zwykle bywa ma wprowadzić czytelnika w wymyślony przez autora świat i co najwyżej zasygnalizować główną intrygę. Natomiast narracja jest przemyślana i poukładana, co ułatwia odbiór. Czytamy na przemian sceny z roku 1934 i 1946, co jest dobrym (wiadomo, że nie oryginalnym, ale w dwudziestym pierwszym wieku podobno wszystko już było, więc nie ma się o co czepiać) sposobem, żeby równolegle z główną osią akcji zapoznać czytelnika z bohaterem, jego przeszłością, motywacją i po prostu wyjaśnić, dlaczego jest tu gdzie jest i robi to co robi.
Kilka słów o rysunkach. Widać, że autor ma wypracowany własny, rozpoznawalny styl (inna sprawa czy mi się on podoba, ale o tym za chwilę). Kadry są umiejętnie rozplanowane, rysunki czytelne, a kiedy trzeba dynamiczne. Generalnie strona graficzna spełnia swoją funkcję, jeśli chodzi o opowiedzenie historii.
Na koniec plusów wymienić należy zdecydowanie dobrą jakość wydania. Cały komiks jest kolorowy i wydrukowany na grubym papierze kredowym, który zapewnia przyjemne doznania organoleptyczne. Jest to jak na wydaną w Polsce zeszytówkę solidne i trwałe wydanie (porównując np. z różnymi komiksami gwiezdno-wojennymi).
Zalety docenione, więc teraz będę się czepiać.
Jak już napisałem powyżej strona graficzna nie przeszkadza w odbiorze komiksu. Jednak od strony estetycznej styl Kijuca, lokujący się gdzieś na pograniczu kreskówkowego i karykaturalnego, mnie nie ujął. Rysunki są moim zdaniem po prostu brzydkie, zbyt kanciaste i zanadto uproszczone.
Kolejny minus "Jan Hardy" dostaje za dialogi, które są nieco sztywne, ale na akceptowalnym poziomie. Znacznie bardziej przeszkadzał mi jednak język, jakim posługiwali się bohaterowie. Otóż jest on do bólu współczesny. W szczególności drażnią takie elementy jak ciągłe zwracanie się przez głównego bohatera do towarzyszy per "chłopaku" czy stwierdzenie Szefowej "Jak mnie kręci ten widok!". Myślę, że pisząc komiks o tamtych czasach, a zwłaszcza już nadając mu formę swoistego hołdu, powinno się zadbać o takie szczegóły.
Rozumiem, że komiks z założenia odwołuje się do polskiego patriotyzmu, ale dwukrotne pojawienie się w tekście Boga, Honoru i Ojczyzny (zwłaszcza w ustach głównego bohatera) wydaje mi się zbyt łopatologiczne. Wydaje mi się, że lepszy efekt przyniosłyby bardziej subtelne środki artystyczne - patriotyzm może wynikać z czynów bohaterów, z ich rozmów, ale te ostatnie jak już wspomniałem kuleją, autorowi brakuje w tej kwestii polotu, co zastępuje w omawianym przypadku mówieniem sloganami.
Podsumowując, "Jan Hardy" zainteresował mnie na tyle, żeby kupić kolejny numer (o ile takowy się w ogóle ukaże, ponieważ na polskim rynku komiksowym różnie już bywało). Jednak jest to utwór niepozbawiony wad, z których największą są słabe dialogi. W tej kwestii sugerowałbym autorowi skorzystać z czyjejś pomocy, bo o ile ze scenariuszem radzi sobie (przynajmniej sądząc po pierwszym numerze) całkiem nieźle, to wsparcie w pisaniu dialogów poprawiłoby niewątpliwie poziom komiksu. Jeśli przynajmniej ten element zostanie poprawiony to są szanse na ciąg dalszy na niezłym poziomie. Jeśli chodzi o fabułę, to jak napisałem na wstępie, uważam, że żeby ją sprawiedliwie ocenić, trzeba zaczekać na ciąg dalszy, bo w pierwszym numerze autor skupił się na zapoznaniu nas z bohaterami okraszonym odrobiną akcji. Ja zatem daję Jakubowi Kijucowi kredyt zaufania (stąd podwyższona o pół oczka ocena) i czekam na numer drugi.
Ocena: 6/10
Podsumujmy. Słabe dialogi, okropne rysunki, a mimo to kupujesz dalej. Nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz wesprzeć polski komiks to może wybieraj nieco ambitniejsze rzeczy, a nie taki chłam.
Podsumowałeś sprawy, które recenzent wskazał jego zdaniem jako minusy. To czysta manipulacja z twojej strony. Czego tu nie rozumiesz? Masz problem tym komiksem (określasz go "chłam"); to pewnie dlatego nie zrozumiałeś wiele z recenzji.
OdpowiedzUsuńTe dwie sprawy właśnie czynią z tego komiksu zwykły chłam. I nie przesadzajmy, nie jest to żadna recenzja a jedynie luźne spostrzeżenia.
UsuńDziwi mnie także fakt, że ktoś chce wspierać polski komiks poprzez zakup czegoś takiego. Przynosi to więcej szkody niż pożytku.
Pisałem o tym w mojej recenzji: komiks jest adresowany do dzieci. W akcji promocyjnej nigdzie nie zostało to powiedziane i stąd nieporozumienie, ludzie kupują go dla siebie, a powinni kupować go dla dzieci. Jeżeli spojrzy się na Jana Hardego jak na pozycje dla 10 latka to bardzo zyskuje. Mi się rysunki Kijuca podobają, ma swój specyficzny styl, chłamem bym tego nie nazwał.
UsuńJa bym nie powiedział że jest to pozycja przeznaczona dla dzieci i swoim dzieciom na pewno bym tego nie kupił. Nie uważam po prostu za odpowiednie utrwalanie pewnych stereotypów, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością.
UsuńJakich stereotypów? Że komuniści są źli? Przecież to prawda.
OdpowiedzUsuńHeh. Przecież tu nawet nie ma złych komunistów. Są źli sowieci i ubecja. Zresztą tak naprawdę to przeciwników Hardego jeszcze nie poznaliśmy, bo nic o nich praktycznie nie wiemy. Nawet jak bardzo są źli, bo wiemy tylko że chcą przewieść jakąś broń i że walczą z leśnymi chłopcami bo są wrogami ustroju, który reprezentują.
OdpowiedzUsuń