Strony

niedziela, 17 marca 2013

Batman: Broken City HC (Batman: Rozbite miasto)

"Batman: Broken City" (wydany w Polsce kilka lat temu przez Egmont jako "Batman: Rozbite miasto") to interpretacja Mrocznego Rycerza w wykonaniu Briana Azzarello i Eduardo Risso, znanych w Polsce między innymi z bestsellerowej serii "100 Naboi". Oryginalnie została wydana w ramach regularnej serii "Batman" (numery 620-625), ale jest to zamknięta i zupełnie niezależna historia, którą można przeczytać bez znajomości poprzedzających ją numerów.  Był to zresztą jeden z powodów dla których zdecydowałem się z nią wreszcie zapoznać, gdyż z licznych na mojej półce nieprzeczytanych tomów z Batmanem w roli głównej ten jest jednym z nielicznych, które można przeczytać bez znajomości reszty albo konieczności przeczytania dalszych.

Historia opowiada o poszukiwaniu przez Batmana Angela Lupo - drobnego przestępcy, którego Mroczny Rycerz podejrzewa o zlecenie zabójstwa własnej siostry - Elizabeth Lupo. Żeby go odnaleźć nasz bohater będzie musiał spotkać się z kilkoma ze swoich najbardziej znanych przeciwników, a także zmierzyć się z nowymi graczami przestępczego świata miasta Gotham.


Od strony graficznej ten komiks to prawdziwa rewelacja. Klimat noir wylewający się z kadrów Risso pasuje do Batmana, jak do mało którego superbohatera. Rysunki pełne cieni i ciągle padającego deszczu oddają klimat Gotham takiego, jakie powinno być.

Bardzo udany jest sposób przedstawienia licznych wrogów Batmana, pojawiających się w komiksie (Killer Croc, Pinguin, Joker, Ventriloquist), a także samego Gacka.

No i oczywiście zawsze przyjemnie jest popatrzeć na seksowne kobiety w jego wykonaniu - zdecydowanie ma do tego dar.

Podoba mi się też, jak Risso nawiązuje graficznie do klasycznych pozycji z Człowiekiem Nietoperzem. Ja zauważyłem mniej lub bardziej bezpośrednie nawiązania do Killing Joke / Zabójczy Żart i Dark Knight Returns / Powrót Mrocznego Rycerza, choć może bardziej "obcykani" Bat-fani wypatrzyliby coś więcej.



Jeśli chodzi o scenarzystę, to mam bardziej mieszane uczucia, ale zacznijmy od pozytywów. Mocną stroną komiksu są na pewno niezłe a momentami świetne dialogi. Co do fabuły to początkowo jest nieźle zapowiadającą się historią noir (mam na myśli pierwszy zeszyt). Potem właściwie też jest dobrze, mamy w kolejnych częściach dużo dobrych scen, ale problem stanowi sposób, w jaki są ze sobą połączone, a który nie do końca mnie przekonuje. Nie przekonują mnie również niektóre rozwiązania fabularne (np. zbyt łatwe pokonanie przez Batmana pary azjatyckich przestępców, mimo pierwszego przegranego starcia czy przyznanie się do winy zleceniodawcy zabójstwa Elizabeth Lupo).

Azzarello wplata w fabułę historię Bruce'a i śmierci jego rodziców, co z jednej strony jest sensowne i uzasadnione (Batmana nękają wspomnienia, po tym jak spotyka chłopca, którego rodzice zginęli w podobny sposób co jego właśni). Z drugiej jednak strony to czy nie mógł sobie tego darować. Ileż można ciągle do tego wracać. Nie każdy scenarzysta musi to robić, zwłaszcza jeśli koniec końców jeszcze wtrącić do tej historii swoje zupełnie niepotrzebne trzy grosze. A Azzarello nie ma moim zdaniem nic wartościowego (z punktu widzenia rozwoju postaci Batmana) do dodania do historii śmierci Wayne'ów, ale niestety nie powstrzymuje go to.

Pamiętam, że czytałem jakieś opinie, że styl działania Batmana przedstawiony w tym komiksie (ciągłe wyciąganie siłą informacji od poszczególnych) nie pasuje do charakteru postaci. To akurat moim zdaniem jest jak najbardziej do przyjęcia. Po pierwsze nie jestem hardcore fanem Batsa i nie mam nic przeciwko takiemu podejściu scenarzysty, zwłaszcza, że fakt personalnego przyjęcia sprawy zamordowanego małżeństwa może wyjaśniać nadmierną brutalność Bruce'a. Poza tym może Batman to nie Frank Castle, ale też nigdy nie był dla przestępców nadmiernie pobłażliwy. Na początku kariery nie wahał się ich przecież zabijać. A poza tym ta historia to pojedynczy strzał. Traktuję ją bardziej jako wariację na temat Nietoperza w wykonaniu Risso i Azzarello. Niestety nie do końca udaną.

Być może autor (Azzarello) za dużo chciał "upchnąć" w jeden storyline. Zbyt dużo wrogów z galerii Batsa, zbytnio zamieszana intryga, zbyt wiele wątków pobocznych, niepotrzebne włączenie śmierci Wayne'ów w fabułę i do tego retcon ich historii (zupełnie niepotrzebny z punktu widzenia głównej opowieści). Natomiast faktem jest, że nie udało się tego natłoku osób i zdarzeń połączyć w odpowiedni sposób, bo chociaż fabuła zamyka się logicznie to ma się wrażenie, że coś jest nie tak. Zabrakło odrobinę płynności w tej opowieści. Bardziej przekonywującego sposobu splecenia  wszystkich elementów.

Historia byłaby moim zdaniem lepsza, gdyby wyciąć z niej motyw zabitego małżeństwa oraz wspomnień Bruce'a o śmierci rodziców, a skupić się tylko na Angelu Lupo i pogoni za nim. Opowiedzieć to wolniej, spokojniej. Ale w takim kształcie mimo świetnych rysunków Broken City wypada nieco poniżej oczekiwań.

Ocena: 6,5/10

PS Jakoś nie mogę się przekonać do Azzarello. Takie same odczucia miałem po lekturze jego Jokera (również pięknie ilustrowanego przez Lee Bermejo). A 100 Naboi mnie nie wciągnęło (przeczytałem tylko pierwszy tom wydany przez Mandragorę). Mimo to przy najbliższej okazji zamierzam dać mu kolejną szansę.

2 komentarze:

  1. Recenzje są na bardzo dobrym poziomie. Czyta się je przyjemnie. Jedyny zarzut jaki mam to szata graficzna. Wstaw jakieś tło, logo itp. Pokombinuj, pobaw się z tym. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uwagę! Co do szaty graficznej w pełni zgadzam się z zarzutem, ale mam plany zmian w tym zakresie.

      Usuń