"Spider-Man: Niebieski" to część tzw. "kolorowej" trylogii panów Jepha Loeba i Tima Sale'a. Jej motywem przewodnim nie jest jednak walka o równouprawnienie czarnoskórych Amerykanów ani prawa tęczowych mniejszości seksualnych. "Spider-Man: Niebieski", "Daredevil: Yellow" i "Hulk: Grey" to opowiedziane na nowo klasyczne przygody trzech bohaterów Marvela. Niestety nie znam pozostałych dwóch, ale zakładam, że "Szary" i "Żółty" są podobnie jak "Niebieski" swoistą podróżą sentymentalną dla fanów postaci. I jest to koncept, który albo się komuś spodoba, albo nie. Ja zdecydowanie należę do grupy pierwszej. Ale zanim przejdę do omówienia samego komiksu, chciałbym zatrzymać się nad jego twórcami. Otóż panowie Loeb i Sale bardzo często pracują w duecie, co zresztą wychodzi im na dobre. W końcu dzięki ich współpracy powstały takie perełki jak "Batman: Długie Halloween", "Batman: Mroczne zwycięstwo", "Superman: Na wszystkie pory roku" czy "Wolverine/Gambit: Ofiary". Choć obaj panowie otrzymywali nagrody za swoją twórczość w tym m.in. Nagrody Eisnera oraz Nagrody Magazynu Wizard, to najwięcej mają ich za wspólne projekty (trzy nagrody Eisnera i dwie Wizarda), widać więc, że zarówno fani jak i ludzie z branży doceniają ich najbardziej kiedy pracują razem.
"Spider-Man: Niebieski" jest kolejnym przykładem ich owocnej kooperacji. To podróż do beztroskich czasów, gdy Peter Parker był jeszcze studenciakiem, a jego życie było nieco mniej skomplikowane. Żadnych kosmicznych symbiontów, klonów, porwanych dzieci, zmartwychwstających Osbornów, pajęczych totemów, paktów z diabłem czy Doktora Octopusa w czerwono-niebieskim kostiumie. Po prostu pranie złoczyńców po pyskach, użeranie się z J.J. Jamesonem, kochająca Ciocia May i kumple (lepsi lub gorsi), a do tego Peter pod urokiem dwóch przepięknych dziewczyn: Mary Jane Watson i Gwen Stacy, zastanawiający się którą z nich wybrać i obawiający się czy którakolwiek będzie chciała wybrać jego.
Powagi całej historii dodaje znany wszystkim fanom Pajęczaka fakt, że Gwen czeka tragiczny koniec - śmierć z rąk szalonego Zielonego Goblina. Będzie to jedno z najważniejszych, ale i najtragiczniejszych wydarzeń w życiu Człowieka-Pająka, ale choć nie zobaczymy go w "Niebieskim", bo dzieje się dużo później, to wiedza o nim jest konieczna dla lepszego zrozumienia tego komiksu. Na szczęście wydawca we wstępie dostarczył wszelkie niezbędne informacje, które pozwolą cieszyć się lekturą bez ciągłego zastanawiania się o co chodzi. A ponadto przez całą historię poprowadzi nas sam Peter Parker - Niesamowity Spider-Man. Zgodnie z pomysłem Loeba Peter, będący już mężem Mary Jane wraca pamięcią do wydarzeń sprzed lat, nagrywając na dyktafon "list" do nieżyjącej ukochanej - Gwen. Jest to moim zdaniem pomysł bardzo udany i świetnie się sprawdza. Dzięki takiemu podejściu zarówno czytelnicy, jak i Peter wiedzą jakie będą następstwa zdarzeń opisanych w komiksie, ale zachowują do nich pewien dystans, ale jednocześnie mogą się identyfikować z Peterem-narratorem i Peterem-studentem.
Przez karty "Niebieskiego" przewija się cała plejada pierwszorzędnych przeciwników Człowieka-Pająka. Walczy on z Zielonym Goblinem, Nosorożcem, Kravenem Łowcą, Sępem (a nawet dwoma!), Jaszczurem. Jednak pojedynki z poszczególnymi złoczyńcami dzieją się tak naprawdę na marginesie właściwej historii, którą jest życie prywatne Petera, ze szczególnym uwzględnieniem jego miłosnych perypetii. Dzięki takiemu podejściu fabuła jest bardziej zbalansowana i nie opiera się na samym tylko okładaniu złych facetów pięściami. Zresztą dzięki talentowi Jepha Loeba rozterki sercowe Parkera są nawet bardziej ekscytujące niż potyczki Spider-Mana.
Uroku (i to jakiego!) temu tomikowi dodają rysunki Tima Sale'a, którego zadeklarowanym fanem jestem od pierwszego wejrzenia, czyli prawdopodobnie od chwili, gdy TM-Semic wypuściło na polski rynek Mega Marvela "Wolverine/Gambit: Ofiary" (a był to chyba rok 1995). Potem była świetna historia "Blades" w Batmanie, a wreszcie "Batman: Halloween" w Top Komiksie. Jak widać już same rysunki pana Sale'a wzbudzają we mnie wspomnienia, a w takiej z założenia sentymentalnej opowieści to ich dodatkowy atut
Jednak doceniam warstwę graficzną "Spider-Man: Niebieski" nie ze względu na słabość do wcześniejszych prac jej autora, a ze względu na jej jakość samą w sobie. Z jednej strony prosta kreska Sale'a doskonale pasuje do historii, którą opowiada nam Loeb. A z drugiej mimo, że jego rysunki, zwłaszcza postaci są oszczędne, to tła są tak bogate i szczegółowe, że można się nimi zachwycać przez dłuższą chwilę. Właściwie każdy kadr zasługuje na to, żeby poświęcić mu chwilę uwagi. Nadto najwięksi przeciwnicy Spider-Mana w interpretacji Sale'a wyglądają nieco inaczej niż zwykle, co jest ciekawą odmianą. Wyjątkiem jest tu Lizard/Jaszczur, który w wersji z "Niebieskiego" jakoś nie przypadł mi do gustu.
Dodatkowym smaczkiem są nawiązania do starych okładek, które uważny czytelnik zauważy na kartach "Spider-Mana: Niebieskiego" oraz przedstawione na nowo sceny ze starych komiksów. W ogóle cały ten komiks to piękny hołd, trybut złożony postaci Spider-Mana i jego twórcom, a przy okazji wyraz miłości ze strony Loeba i Sale'a, którzy pewnie za młodu zaczytywali się przygodami Człowieka-Pająka autorstwa Stana Lee i Johna Romity.
Mógłbym właściwie w tym miejscy zakończyć stwierdzeniem, że "Spider-Man: Niebieski" to po prostu kawał dobrego komiksu, wartego polecenia każdemu miłośnikowi Człowieka-Pająka i komiksu superbohaterskiego w ogóle. I pewnie bym tak zrobił gdybym nie natknął się wczoraj na recenzję tej pozycji na blogu Tomka Kleszcza. Publikuję na tym blogu swoje własne opinie na temat komiksów i zwykle nie konfrontuję ich z wypowiedziami innych, ale z tym co napisał Tomek nie zgadzam się tak bardzo, że postanowiłem się odnieść.
Jak łatwo się domyśleć, Tomek Kleszcz nie jest entuzjastą "Niebieskiego". Krytykuje zarówno scenarzystę, jak i rysownika. Uważa, że Jeph Loeb poszedł na łatwiznę, wprowadzając narrację z punktu widzenia Petera, nagrywającego swoje przemyślenia dyktafonem. Co sądzę o tym zabiegu napisałem już wcześniej, więc nie będę się powtarzać. Faktem jest, że oceniam go dokładnie odwrotnie. Choć w tym przypadku jest to kwestia subiektywna, ktoś inny może być zwolennikiem narratora wszechwiedzącego.
Tomek zarzuca też Loebowi, że nie wyjaśnił dlaczego Mary Jane i Gwen interesują się biednym kujonem, kiedy obok mają przystojniaka Flasha i "dzianego" Harry'ego. Być może znajomość oryginalnych zeszytów "Amazing Spider-Man", na których opierali się Loeb i Sale, byłaby tu pomocna, ale choć ich nie czytałem nie mam problemu z wytłumaczeniem tego, co się dzieje między dziewczynami a Peterem. Wyjaśnień jest co najmniej kilka. Po pierwsze, miłość jest ślepa. Po drugie, dziewczyny widziały w Peterze "coś więcej" niż tylko nudnego okularnika. Po trzecie i najbardziej prawdopodobne, wiedziały, że w Peterze jest "coś więcej", bo po prostu domyśliły się, że jest Spider-Manem, o czym zresztą Peter wspomina. Nie wystarczy?
Kolejny zarzut brzmi: "Mary Jane sprawia wrażenie pustej imprezowiczki, którą tak naprawdę nigdy nie była". Cóż, faktycznie taka nie była, ale aż nazbyt często sprawiała takie wrażenie, spoważniała dopiero z czasem, a scenarzyści wyjaśnili nawet, że jej imprezowe życie było sposobem na odreagowanie problemów rodzinnych. Zatem i tym razem nie zgadzam się z oceną scenariusza Loeba.
Dalej dostaje się także Sale'owi. Jego rysunki są określone jako proste, praktycznie pozbawione mimiki postaci. Zgadzam się tylko z pierwszą częścią zdania. Co do mimiki postaci to polecam poniższe zestawienie twarzy bohaterów "Niebieskiego". Sale rzeczywiście rysuje prosto, ale nie oznacza to byle jak czy prostacko tylko subtelnie, a to kolosalna różnica.
Zdaniem Tomka "Spider-Man: Niebieski" to komiks, który miał się skupiać na emocjach, a nie na obrazach, ale nawet to mu się nie udało. Tym razem również posłuże się przykładem z samego komiksu, który moim zdaniem pokazuje, że są w nim tak emocje, jak i przyciągające uwagę obrazy.
Choć się z Tomkiem zupełnie nie zgadzam w ocenie "Niebieskiego", to jestem mu wdzięczny za dostarczenie mi tylu dodatkowych argumentów przemawiającym na korzyść tego komiksu, który jak już wspomniałem uważam za dobrą lekturę z bardzo dobrą oprawą graficzną. Zachęcam jednak do samodzielnego wyrobienia sobie zdania na jego temat.
Ocena: 7/10
Tytuł: Spider-Man: Niebieski
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Kolory: Steve Buccellato
Okładka: Tim Sale
Tłumaczenie: Marek Starosta
Oryginalne zeszyty: Spider-Man: Blue #1-6 (lipiec 2002 - kwiecień 2003)
Ilość stron: 164
Wydawnictwo: Hachette
Cena okładkowa: 39,99 zł
"Zdaniem Tomka "Spider-Man: Niebieski" to komiks, który miał się skupiać na emocjach, a nie na obrazach, ale nawet to mu się nie udało."
OdpowiedzUsuńKomu łza się nie zakręciła w oku przy ostatnich dwóch stronach ten nie ma serca.
My point exactly:)
UsuńKamilu. zrób coś z tym tłem, bo kiepsko się czyta tekst gdy pod tym białym tłem prześwitują grzbiety komiksów
OdpowiedzUsuń